Od Szczyrbskiego Plesa do Żabich Ples
Poniedziałek, godzina 5 rano, dzwoni budzik. Chciałbym napisać, że przerywa błogą ciszę i wyrywa mnie z przyjemnego snu, ale od około godziny i tak już nie śpię. Przewracam się z boku na bok, co chwilę się przebudzam i znów zasypiam. Nie wiem czy to dlatego, że się denerwuję czy po prostu nie przyzwyczaiłem się jeszcze do nowego miejsca. W końcu to dopiero nasza druga noc w ośrodku Tatry Holiday w Wielkim Sławkowie.
Domek dzielimy z dwoma innymi parami. Gosia i Maciej są ze swoją małą córeczką, która dziś jest wyjątkowo łaskawa i daje im pospać. Oni nie idą na Rysy, więc korzystają z tego dobrodziejstwa losu i smacznie śpią. Słyszę skrzypienie drewnianej podłogi dobiegające z drugiego pokoju. Łukasz z Werą też już wstali i szykują się do wyjścia. Spotykamy się na dole na szybkim śniadaniu, zakładamy buty i ruszamy na pociąg. Po wyjściu zza zakrętu naszym oczom ukazuje się piękny widok – tatrzańskie szczyty w różowo-pomarańczowej aurze.
Słońce dopiero co wstało, więc jego promienie mają jeszcze bardzo ciepłą barwą i przepięknie oświetlają chmury oraz szczyty gór. Zbieram szczękę z chodnika, a w głowie mam tylko jedną myśl – „Ale warun!”. Tylko dlaczego akurat dziś? W dzień kiedy wchodzimy na Rysy. Właśnie teraz, gdy śpieszę się na pociąg, mam najlepsze warunki w górach od tak dawna. Serio?
Mimo pośpiechu nie mogę tego przegapić. W biegu zmieniam obiektyw na 135mm i gdzieś między kościołem, a mostkiem znajduję szczelinę pomiędzy budynkami i koronami drzew. Kawałek miejsca gdzie w kadr nie wchodzi mi zbyt wiele. Nie ma co wybrzydzać, robię kilka klatek, chowam aparat i biegnę za resztą ekipy. Dopiero w domu, na ekranie komputera zauważyłem kilka ptaków w kadrze. Uwielbiam to zdjęcie. Światło jest po prostu magiczne, chmury próbujące przebić się przez szczelny tatrzański mur tworzą fantazyjne kształty i do tego te ptaki! Łomnica wygląda tu bardzo majestatycznie, trochę jak z Władcy Pierścieni. Idealnie! Tzn. byłoby idealnie gdyby nie ta „choinka” po lewej;)
Na poniższym zdjęciu mamy z kolei Sławkowski Szczyt. To tam dziś wybiera się druga część naszej ekipy.
Nie mogę przeboleć tego, że nie było mi dane właściwie obfocić takiego poranka, ale nie można mieć wszystkiego. No chyba, że jesteś Cristiano Ronaldo, albo inny Zenek Martyniuk. Przede mną jeszcze 6 poranków, więc liczę, że zbliżone warunki znów się trafią. Od razu uprzedzę fakty i kolejne wpisy – nie trafiły się. Wstawałem codziennie rano w nadziei na podobny spektakl, ale nic takiego się nie powtórzyło. Mimo to dwa razy wyszedłem w plener. To jest silniejsze ode mnie…
Jakieś 200-300 metrów od stacji zauważamy „elektriczkę” wjeżdżającą na naszą stację. Ale, że jak to tak? Że już? Miała być o 6:15, a jest dopiero 13-cie po. Pierwsze osoby zaczynają biec, reszta patrzy z niedowierzaniem i choć niechętnie to również przechodzą z szybkiego marszu do biegu. Ania staje w drzwiach i prosi Panią Konduktor, aby poczekała jeszcze minutkę. Pozostali pasażerowie przeklinają nas pod nosem. Nie dziwię im się – jest poniedziałek rano, więc pewnie spieszą się do pracy. Ostatnia osoba z ekipy wchodzi na pokład, dziękujemy, pociąg rusza. Udało się! Okazało się, że ktoś źle sprawdził rozkład poprzedniego wieczora. Po kilku piwach każdemu może się zdarzyć;). Teraz chwila na odespanie krótkiej nocy, bo do naszej stacji około godzina drogi.
Niektórym faktycznie udaje się zmrużyć oko. Ja cały czas myślę o warunkach, które mnie ominęły. To jest choroba, tych obrazów nie da się wyprzeć z mojej głowy. Odrywam otępiały wzrok od szyby, patrzę przed siebie. Na szczęście tutaj też mam piękne widoki…
Około 7:20 nasza „elektriczka” wjeżdża na stację Szczyrbskie Pleso (pisownię spolszczyłem, bo oryginalną można sobie język połamać;). Od razu widać, że na szlaku będzie tłoczno. Prognozy na ten dzień są niezłe – trochę słońca, przewaga chmur i niezbyt wysoka temperatura. Na Rysy jak znalazł, więc chętnych do wejścia jest sporo. Trochę martwi mnie prognoza na szczycie – odczuwalna temperatura ma wynosić ok. 0 stopni. Jak się później okazuje, martwiłem się niepotrzebnie. Po skorzystaniu z toalety ruszamy na szlak. W naszej grupie jest w sumie 9 osób, każdy ma ten sam cel – wejść dziś na najwyższy szczyt Polski. Byłoby również miło zejść o własnych siłach;) Cała trasa jest obliczona na ok. 9 godzin marszu. To jest ponad 20 km, 1500 metrów podejść i tyle samo zejść. W sumie sporo, ale mamy przed sobą cały dzień i mnóstwo pozytywnej energii.
Ze stacji idziemy asfaltem do początku czerwonego szlaku. Wchodzimy w las i od razu zaczynamy pod górę. Ten odcinek szlaku nie jest zbyt ciekawy. Przez długi czas prowadzi wzdłuż drzew i tylko miejscami można zobaczyć co się za nimi kryje.
Przy jednym z takich miejsc zatrzymujemy się na chwilę i spoglądamy na skocznię narciarską w okolicy Szczyrbskiego.
Już na tym odcinku grupa zaczyna nam się rozwarstwiać. Każdy idzie swoim tempem, ale staramy się nie tracić siebie nawzajem z zasięgu wzroku. Po około 45 minutach wychodzimy z lasu i widoki zaczynają się robić coraz ciekawsze. Słońce jest jeszcze dość nisko, więc piękne, długie cienie gór przykrywają las pod nami.
Jakieś 20 minut później docieramy do Popradzkiego Plesa i robimy pierwszy postój.
Tutaj czuć jeszcze wyraźnie poranek. Rześkie powietrze, dodatkowo wzmocnione przez bliskość jeziora, plądruje nasze nozdrza i szybko wychładza organizm. Wspomagamy się herbatą z termosu i dodatkową warstwą odzieży. Nie planujemy tu jednak pikniku, więc po 10 minutach jesteśmy z powrotem na szlaku. Tym razem oznaczonym kolorem niebieskim.
Tabliczka informuje, że na Rysy jeszcze 3:20. Niby niedużo, ale dobrze wiesz, że będzie pod górę i będzie bolało.
Na szczęście kolejne kroki pomagają nam stawiać widoki, które na tym etapie są rewelacyjne. Jesteśmy już ponad lasem, pośród coraz rzadszej i niższej kosodrzewiny. Dolina Mięguszowiecka, którą idziemy jest piękna. Co chwilę przecinamy górski strumień Popradu, po lewej stronie towarzyszą nam majestatyczne zbocza Grani Baszt, a do tego słonko grzeje przyjemnie. Bajka!
Co jakiś czas mijamy się też z Nosiczem, który targa na swoich plechach zapasy dla Schroniska pod Rysami. Do niektórych schronisk nie prowadzi żadna droga dojazdowa ani wyciąg, więc cały asortyment – środki czystości, pożywienie, piwo, które tak chętnie popijamy odpoczywając na tarasach, ktoś musi tam wnieść. Podobno ładunki Nosiczy ważą ok. 60–80 kg, a rekordzista, Laco Kulanga, wniósł 207 kg za jednym razem do Schroniska Zamkovskiego (1475 m n.p.m.). Czaicie? Po górach z 200-toma kilogramami na plecach! Niesionymi na drewnianym stelażu bez wyszukanych systemów amortyzacyjnych! No kurwa szacun! Robi mi się głupio za każdym razem gdy mnie mija. Nie wiem czy mam mu się kłaniać, a może zapytać czy pomóc? Ale w czym ja mu mogę pomóc skoro narzekam na ciężar swojego aparatu? Ale ze mnie lama… Już nigdy nie będę smucił konia, że ceny piwa w schronisku są za wysokie!
Już wcześniej zdecydowaliśmy, że następny postój robimy przy Żabich Plesach, więc nie zatrzymujemy się po drodze zbyt często. Ja oczywiście ciągnę się na końcu, bo aparat nie może zagrzać na dłużej miejsca w pokrowcu na myśl o tych soczystych kadrach. Asia ciśnie przodem i co chwilę tylko spogląda na mnie wzrokiem pytającym „Idziesz wreszcie?”. Na szczęście najlepszy przyjaciel kobiety na szlaku – gorzka czekolada – łagodzi sytuację;)
Po około 30 minutach krajobraz się zmienia. Na tej wysokości (ok. 1700 m n.p.m.) roślinność ogranicza się do rzadkich traw, mchów, porostów i pojedynczych karłowatych drzewek, które w tym otoczeniu wyglądają jakby dawno temu zbłądziły na szlaku. Tutaj królują skalne rumowiska. To surowe otoczenie ma w sobie coś pięknego, pierwotnego. Budzi też ogromny respekt. Czujesz, że nie jesteś tutaj u siebie. Wiesz, że każdy źle postawiony krok może skończyć się skręceniem kostki, albo jeszcze gorzej. Asia nie znosi takich szlaków, a zwłaszcza schodzenia po nich. Już wiem, że podróż powrotna może nam zająć dłużej niż podejście. Po szlakach leśnych czy szutrowych pomyka do góry jak kozica, ale jak tylko pojawiają się skały i ruszające się kamienie jej tempo spada o połowę. Na dodatek ona uważa, że te ruszające się kamienie ktoś zostawił celowo na jej drodze lub podświadomie na nie trafia;) Mówi, że mogłaby zostać Inspektorem do Spraw Luźnych Głazów na szlaku. Czaicie taki zawód? Chodzisz sobie po szlakach i oznaczasz głazy do wymiany na bardziej stabilne. Brzmi nieźle;)
Przez kolejne 20-30 minut wspinamy się skalnymi zakosami w górę aż dochodzimy do Żabich Ples. Są to dwa niewielkie stawki położone w Żabiej Dolinie. Miejsce bardzo surowe, ale też urocze, otoczone dookoła skalnymi zboczami. Nad nami aktualnie gęste chmury, przez które tylko miejscami przebija się słońce. Wiatr wieje dość mocno w tym miejscu i momentalnie zrobiło się bardzo chłodno.
Robimy sobie przystanek na ciepłą herbatę oraz założenie dodatkowej warstwy odzieży. Czekamy też na Sylwię, która ze względu na problemy z kolanem idzie trochę wolniej. Przynajmniej raz nie jestem ostatni, #heheszki. Postój znów nie jest zbyt długi, żeby nie wymarznąć. Ruszamy dalej. Przed nami najtrudniejszy odcinek szlaku… CDN.
Praktyczne info
Pełna trasa, którą pokonaliśmy tego dnia do sprawdzenia obok. W tej części opisany został odcinek od Szczyrbskiego do Żabich Ples, czyli jakieś 8,5 km i 730 metrów podejścia. Pozostała część trasy będzie opisana w drugiej części opowiadania.
Elektriczka – inaczej Tatrzańskie Koleje Elektryczne, czyli dwie linie kolei słowackich obsługujących połączenia u podnóża Tatr Wysokich:
– pierwsza z nich kursuje na trasie Poprad – Stary Smokowiec – Szczyrbskie Pleso,
– druga zaś, krótsza, położona została na linii Stary Smokowiec – Tatrzańska Łomnica.
Kursują zazwyczaj co godzinę, a w godzinach szczytu co pół godziny, od 5 rano do 22.
Bilet dzienny kosztuje 4 €, bilety jednorazowe zaczynają się od 1€ (cena zależna od odległości). W ramach Tatry Card przejazdy są bezpłatne.
Tatry Card – karta zniżek, która umożliwia korzystanie nawet z 50% zniżek w parkach wodnych, na kolejkach linowych, w restauracjach oraz różnego rodzaju atrakcjach. Posiadając kartę można bezpłatnie jeździć elektriczką bez ograniczeń. Kartę można nabyć jedynie w ośrodku w którym nocujemy, a jej koszt to 4€ za 4-dniową lub 3€ za 3-dniową. Warto zwrócić uwagę na to czy dany ośrodek jest na liście partnerów Tatry Card, bo tylko takie mogą wystawić kartę.
Nosicz – przechuj spotykany na szlaku z pełnym załadunkiem, w którym wnosi Ci piwo do schroniska.